Nowy
Jork, rok 1922.
Muzyka
rozbrzmiewała i zagłuszała rozmowy zebranych ludzi w klubie.
Gdzieś przy fortepianie kilka pań otoczyło muzyka i znanymi sobie
tylko metodami próbowały go uwieść, podobnie było z
saksofonistą, który siedział przy jednym ze stolików
i zabawiał grupkę kobiet. Panie raz po raz wybuchały głośnym
śmiechem i popijały wódkę. Żadna z dam nie przejmowała
się tym, co ludzie powiedzą, gdyż każdy przychodził tu, aby
zasmakować napoju zakazanego. Władze zupełnie przeciwstawiły się
ludzkim pragnieniom i zakazały alkoholu, jakby wprowadzenie tej
cholernej poprawki miało coś dać. Ludzie jeśli nie chodzili do
klubów, które serwowały alkohol, to sami próbowali
go wyprodukować, by potem popijać go w domowym zaciszu, czasami też
ktoś pokusił się o sprzedaż.
Upadły
Anioł był sławnym klubem, w którym zbierało się całe
towarzystwo z wyższych sfer. Prowadził je Thomas Peterson i zbijał
za to wielkie pieniądze, ponieważ niekiedy butelka dobrej szkockiej
przekraczała dwieście dolarów, ale towarzystwo kupowało
alkohol, nie poprzestając na jednej butelce.
Klub,
w którym obecnie zorganizowano wieczorek muzyczny, zaprawiany
mocnymi trunkami, znajdował się w piwnicy starej drukarni. Budynek
dawno został opuszczony, a czas i młodzi wandale zniszczyli ściany,
okna, a także wnętrze. Do Upadłego Anioła wchodziło się z
podwórka, znajdującego się z tyłu. Nieduży obszar
ogrodzono wysokim, drewnianym parkanem. Podwórze było ciasne
i zagracone: stały tu stare maszyny drukarskie, biurka, a także
drewniane skrzynki z narzędziami. Część z nich już dawno
rozkradziono, a te, które nie były przydatne pozostawiono
samym sobie. Po wąskich i stromych schodkach schodziło się wprost
do ciasnego korytarzyka z odrapanymi ścianami i skrzypiącymi
klepkami w podłodze. Obrazy zwisały smętnie i odstraszały
wypłowiałymi kolorami, ale nikt się tym nie przejmował. Wyglądał
był mało istotny, ponieważ tu chodziło o dobrą zabawę.
Główna
sala znajdowała się pod budynkiem, toteż mogła pomieścić nawet
do pięćdziesięciu osób, ale zdarzało się, że było ich
nawet sześćdziesiąt. Stolik ustawiono równomiernie, w
równych odstępach tak, by kelnerzy mogli bezpiecznie dojść
do każdego klienta. Stoły przykryto zwykłą ceratą w
zielono-niebieskie paski. Krzesła były stare i niewygodne, ale po
kilku szklankach szkockiej już nikomu to nie przeszkadzało. W
powietrzu unosił się dym z papierosów i kubańskich cygar.
Część paląca siedziała w jednym kącie, a część niepaląca w
drugiej. Zdarzało się jednak tak, że jedni mieszali się z
drugimi, by po prostu wznieść toast za dobrobyt, szczęście lub
miłość. Każdy znajdował tu swój kawałek nieba i oddawał
się pijackiej zabawie, aby na drugi dzień wrócić do swych
obowiązków z kacem, bolesnym uśmiechem i czystym kontem.
April
Galvez właśnie po to tu przyszła, aby skończyć dzień nad
szklanką bursztynowego płynu.
-
April, chodź tańczyć! - Wysoki blondyn pociągnął ją za dłoń
i jednym ruchem postawił na nogi. Aaron Finch. Znała go od dziecka,
więc z uśmiechem zgodziła się na to, by przez chwilę potańczyć
i oderwać myśli od dnia dzisiejszego, od całego życia. Uniosła
sukienkę i skacząc z nogi na nogę próbowała dorównać
swojemu partnerowi, ale Aaron był zdecydowanie lepszym tancerzem niż
ona. Prawda była taka, że April fatalnie tańczyła, a ci którzy
chcieli ją zaprosić do zabawy albo jej nie znali i nie mieli
pojęcia o tym, albo zapraszali ją z uprzejmości.
-
Jestem beznadziejna, wiesz przecież – mruknęła z uśmiechem, gdy
mężczyzna próbował powstrzymać się od śmiechu widząc
jej nieudane próby dotrzymania mu kroku.
-
Tak, jesteś beznadziejna, ale sądziłem, że może od naszego
ostatniego spotkania udało ci się podciągnąć trochę
umiejętności – odpowiedział, uśmiechając się do niej
złośliwie. Trzepnęła go żartobliwie w ramię i po skończonej
piosence odwróciła się na pięcie, by usiąść na swoim
miejscu. Wokół ich stolika zebrał się liczny tłumek
mężczyzn.
-
Cześć, April! - zawołali, ale dziewczyna wiedziała, że to nie do
niej przyszli, lecz do Coletty Snow, starszej od niej dziewczyny.
Była zmysłowa, pociągająca i bardzo doświadczona, w każdej
dziedzinie. Miała bogatych kochanków i żyła w drogiej
dzielnicy w Queens. April w pewnym sensie podziwiła ją, ponieważ
młoda kobieta potrafiła wybić się ponad wszelkie reguły i parła
do przodu nie zważając na krytykę ze strony rodziców czy
znajomych. Obce osoby nie szczędziły wyzwisk, gdy dowiadywali się
o stylu życia jakie prowadziła panna Snow.
-
Nie wracasz jeszcze do domu? - zapytała Coletta i zapaliła
kolejnego papierosa. Kłęby dumy wydostały się z pomalowanych na
czerwono ust kobiety i rzuciły wprost na April. Dziewczyna
zakrztusiła się i popatrzyła złowrogo na towarzyszkę.
-
Nie. Tata wyjechał na kilka dni, więc mam spokój, a Dolores
i Eddie mnie nie wydadzą.
-
A inna służba? Przecież twój tato zatrudnia jeszcze dwie
pokojówki. Nie doniosą na ciebie? - zainteresowała się
przyjaciółka. Część spojrzeń zwróciła się w
stronę April, ale ta zignorowała je i uśmiechnęła półgębkiem.
-
Nie ośmielą się. Zresztą, i tak nie wiedzą dokąd wychodzę, a
przecież zawsze mogę powiedzieć, że byłam u jednej z moich
przyjaciółek.
Coletta
pokiwała głową i wróciła do papierosa, a także do swoich
adoratorów. Połowa z nich nawet nie miała szans, ale nadal
próbowali, bo przecież była nieobliczalna i mogła zagiąć
parol na któregoś z panów.
April
siedziała i przysłuchiwała się rozmowie, wtrącając czasami trzy
grosze. Starała się też podzielić uwagę na drugi stolik, stojący
niedaleko, ponieważ przy nim siedziała część jej przyjaciół,
w tym Ava Radel. Jej wieloletnie przyjaciółka, siostra
Aarona. Siedziała ze swym mężem, Hunterem Radelem i popijali
szkocką. Ava zamachała na nią dłonią i przysunęła jej krzesło.
April podeszła do przyjaciółki i usiadła obok niej.
-
Jak się bawisz? - mruknęła, rzucając kose spojrzenia w stronę
męża.
-
Dobrze, a ty? Hunter nadal nie chce zatańczyć?
-
Tak. Jest równie beznadziejny, co ty. Nadal nie wiem, dlaczego
nie poślubił ciebie. Przecież oboje pasujeci do siebie pod tym
względem – prychnęła Ava, sztyletując mężczyznę groźnym
spojrzeniem. April do tej pory nie wiedziała, co skłoniło do
oświadczyn tego faceta. Oboje często się kłócili, choć
Ava zapewniała ją, że kocha Huntera i jest gotowa dla niego zrobić
wszystko. Pytanie tylko było, czy on był dla niej poświęcić się
i oddać tak, jak robiła to jej przyjaciółka?
-
Nie przesadzaj, nie jestem znów taka beznadziejna – mruknęła
jej prosto do ucha, aby odciągnąć uwagę przyjaciółki od
męża.
-
Jesteś. Nawet mój brat to mówi – zakpiła i wypiła
ostatni łyk trunku. Wskazała na otwartą butelkę i pokiwała głową
w stronę męża. Hunter jednak zignorował prośbę żony i zabrał
butelkę ze stołu.
-
Nic z tego, wypiłaś za dużo – powiedział tylko i powrócił
do przerwanej rozmowy.
-
Świnia – syknęła Ava i wstała, pociągnęła za sobą April i
obie wyszły do łazienki. Tam odetchnęły z ulgą.
-
Pokłóciliście się? - zapytała April, gdy nie mogła znieść
ciszy panującej w łazience.
-
Trochę. Nic wielkiego – odparła obojętnie, wzruszając
ramionami. Zgasiła papierosa, przykładając rozżarzoną końcówkę
do płytki i niedopałek wrzuciła do umywalki.
-
No dobra, nie chcesz mi powiedzieć, bo nie jestem mężatką, ale
martwię tym, co się dzieje między wami. Ciągle się kłócicie
i w ogóle. - Zrobiła nieokreślony ruch ręką, a potem
spojrzała bezradnie na dziewczynę stojącą przed nią. Ava miała
tak obojętny wyraz twarzy, jakby nie mówiły o niej, lecz o
kimś zupełnie obcym.
-
Co robisz jutro wieczorem? - zapytała w końcu Ava, a jej głos
zadrżał niebezpiecznie. April spojrzała na przyjaciółkę
uważnie, ale nie dostrzegła żadnych oznak nadchodzącego płaczu.
Ona naprawdę potrafiła udawać.
-
Nic, możesz do mnie wpaść. Dolores upiecze nam jakieś ciasto.
Przyjaciółka
pokiwała głową, a April dostrzegła w niebieskich oczach wyraźną
ulgę. Ciekawe, co takiego miała jej do powiedzenia pani Radel.
Noc
trwała, a ludzie bawili się coraz lepiej, alkohol lał się
strumieniami. Coletta zniknęła gdzieś, Ava siedziała starając
się grać roześmianą, młodą mężatkę, a April liczyła minuty.
Miała już dość tego miejsca. Towarzystwo zrobiło się nazbyt
śmiałe; panowie bez skrępowania opowiadali sprośne żarty, a
zarumienione panie insynuowały swą gotowość do romansu. Zaczynało
jej to przeszkadzać, więc pożegnała się z przyjaciółmi i
wyszła.
Złapała
taksówkę i podała adres swego domu. Przez kolejne dziesięć
minut sunęła wzorkiem po mijających obrazach, niezbyt
zainteresowana tym, co widziała.
*
Drzwi
do sypialni skrzypnęły akurat w chwili, gdy April wybudziła się
ze snu. Uniosła się na łokciach i dostrzegła skradającą się
pokojówkę.
-
Nie musisz się skradać Eunice, widzę cię – mruknęła jeszcze
zaspana i opadła na posłanie. Pokojówka podeszła do jej
łóżka i przystanęła niepewnie. Eunice miała trzydzieści
lat i była jej ulubioną pokojówką, ponieważ znała się
nie tylko na modzie, ale na mężczyznach i dzięki niej uniknęła
kilka razy nieprzyjemnościom jakie czekałby ją, gdyby nawiązała
romans z tym panem lub z tamtym.
-
Jak się udała impreza? - zapytała, z nikłym uśmieszkiem. April
uniosła się i popatrzyła na czarnoskórą kobietę z
zaskoczeniem, ale nic nie powiedziała. Uznała, że lepiej będzie,
jeśli po prostu uda, że nie wie, o co chodzi.
-
Co jemy dziś na śniadanie? - zapytała, ignorując wcześniejszą
uwagę. Eunice zaśmiała się cicho i pokręciła głową, jakby
doskonale wiedziała, co April robiła zeszłej nocy.
-
A co panienka sobie życzy? Jest jajecznica, owsianka, bekon, parówki
w cieście, owoce. Co tylko dusza zapragnie.
-
Rozumiem. Zaraz schodzę.
Wstała
z łóżka i podeszła do lustra wiszącego na wprost łóżka.
Cieniutka koszulka nocna, opadająca do kolan, skrywała jej szczupłe
ciało. Smętnie zerknęła na wystające niewielkie wybrzuszenia w
miejscu, gdzie powinny znajdować się piersi.
-
Dlaczego nie mam piersi? - zapytała samą siebie, ubolewając nad
tym faktem niemal codziennie. Wiele sukni musiała zamawiać u pewnej
krawcowej, która znając mankamenty jej figury szyła stroje
tak, by uwypuklały piersi.
-
Każda kobieta je ma – zauważyła logicznie pokojówka i
podeszła do zatroskanej panienki.
-
Ale ja mam je bardzo małe. Żaden z panów nie zechce mnie w
łóżku, jeśli piersi będą ledwo widoczne! - Eunice
roześmiała się cicho i pokręciła głową.
-
Ależ panienko April, jeśli mężczyzna kocha kobietę, pragnie jej
i chce spędzić z nią resztę życia, to nie będzie miało dla
niego żadnego znaczenia, czy będzie miała panienka bujne piersi
czy bardzo drobne. Każdy mężczyzna lubi co innego.
-
Bardzo śmieszne – fuknęła sfrustrowana April i podeszła do
szafy. Wyciągnęła z niej satynowy szlafroczek i wyszła z pokoju.
Murzynka westchnęła ciężko i zabrała się za sprzątanie.
April
zjadła pożywne śniadanie i poszła się ubrać. Nie miała planów
na dzisiejszy dzień, dlatego uznała, że wybierze się na zakupy.
Eddie na pewno zechce ją powozić po mieście.
Kompletnie
nie wiedziała, co ubrać, więc poprosiła o radę Eunice.
Czarnoskóra kobieta doradziła jej zieloną sukienkę z
żabotem, buty na niewysokim obcasie i czarny żakiet. Na głowę
założyła kapelusik z wąskim rondem. Rude włosy spięła spinką
i pozwoliła im opaść na ramiona. Moda panowała na krótkie
fale, ale April była zbyt przywiązana do swych loków, by się
ich pozbywać.
Eddie
już na nią czekał, uprzednio poinformowany przez pokojówkę.
Nowiutki rolls-royce lśnił w porannym słońcu. April odetchnęła
i uśmiechnęła się czując w powietrzu nadchodzące lato.
-
Dzień dobry, panno April. - Wysoki mężczyzna ukłonił się nisko
i otworzył drzwi samochodu. Dziewczyna przywitała się z kierowcą
i wsiadła do środka. Gdy Eddie usiadł za kierownicą, odwrócił
się do niej i zapytał o drogę.
-
Podjedź do pani Baum.
Pani
Baum miała niewielki, ale za to prestiżowy sklepik z butami. Ceny
były dość wysokie, ale April uznała, że dwie lub trzy pary butów
na pewno okażą się potrzebne.
Szofer
zaparkował samochód przy chodniku, więc dziewczyna
wyskoczyła ze środka i pognała do sklepu. Nad chodnikiem zwisał
ciężki, drewniany szyld z białym napisem: Baum.
Weszła
do środka i od razu przywitał ją znajomy zapach pasty do butów,
skóry i nowości, a była to tak wyrazista woń, że niemal
zatykała nos. Sklepik był nieduży, a na ścianach po lewej stronie
i prawej rozciągały się regały z pantoflami, trzewikami, kapciami
i kozaczkami, a także sandałami. Pośrodku stała okrągła pufa,
na której można było przymierzyć wybranego buta.
Pani
Leticia Baum była kobietą po czterdziestce. Wysoka i szczupła
zawsze chodziła ubrana pod dyktando mody, wszystko było dobrze
skrojone, dobrane kolorystycznie do jej cery i włosów. Każda
część garderoby pasowała do siebie i wprawiała zazdrość jej
klientki.
-
Dzień dobry – przywitała się April, rozglądając się po
regałach, na których lśniły lakierki i pantofle.
-
W czym mogę pani pomóc? - zaoferowała się ekspedientka i
podeszła do niej, stukając lakierkami na wysokim obcasie. April
rzuciła okiem na kobietę i odwróciła się w stronę butów.
Wybrała dwie pary i pokazała je kobiecie. Leticia kiwnęła lekko
głową i wskazała pufę.
Jak
się okazało jedna para butów, ta, która najbardziej
jej się podobała, była na nią o wiele za duża, z bólem
serca oddała ją właścicielce sklepu. Nie było mniejszych
numerów. Kupiła za to jedną parę lakierków na grubym
obcasie i klamrą na środku okrągłego noska oraz dwie pary
wysokich pantofli zapinanych w kostce. Pocieszona tym zakupem
opuściła sklep i wsiadła do samochodu. Potem poprosiła kierowcę,
aby skierował się na Madison Ave, gdzie wstąpiła do kilku sklepów
z ubraniami i kosmetykami, a także do cukierni.
-
O, widzę, że panienka wykupiła pół Manhattanu – zauważył
radośnie szofer i pokręcił z rozbawieniem kędzierzawą głową.
Stosy pudeł piętrzyły się w bagażniku i na tylnym siedzeniu.
April usiadła obok kierowcy, gdyż dla niej już nie było miejsca.
-
Cóż, na to wygląda – mruknęła cicho, patrząc z radością
na zakupy. Dobrze się przy tym bawiła, więc oczekiwała, że Ava
także się ucieszy, gdy zobaczy, co dla niej miała.
*
Po
południu Dolores zapukała cicho do sypialni, w której April
rozłożyła swe zakupy i zapytała panienkę o ciasto, które
miała upiec na dzisiejszy wieczór.
-
Nie kłopocz się, droga Dolores. Kupiłam kilka smakołyków w
Dita's Sweets.
-
No wie panienka co! Czuję się urażona – zawołała nieco tylko
oburzona kucharka.
-
Och, niepotrzebnie. Zrób sobie wolne popołudnie, na pewno ci
się przyda. Powinnaś odwiedzić córkę – zaproponowała
ugodowo i usiadła na łóżku, aby wyjąć z jednej torby
bardzo frywolną bieliznę. To miał być prezent dla Avy. Uznała,
że coś tak szokującego przyda się dziewczynie.
-
Dziękuję, ale widziałam się z nią wczoraj. Była tu późnym
popołudniem.
April
kiwnęła głową, ale mimo to nalegała, by kucharka odpoczęła i
jeśli nie chciała odwiedzać córki, to mogła poświęcić
ten czas dla siebie. Kiedy nie było ojca, starała się aby cała
służba miała kilka dni wolnego.
Ava
zadzwoniła do drzwi o godzinie osiemnastej czterdzieści. Młoda
gospodyni szybko pobiegła do drzwi i otworzyła przyjaciółce.
Pani Radel wykonała prześlicznie w falujących włosach tuż nad
uszami, niebieskiej sukience z białym kołnierzem i szarym sweterku.
Uwielbiała styl przyjaciółki, bo zawsze, niezależnie od
nastroju czy pogody, stroiła się szykownie i wygodnie.
-
Wchodź. Dolores i reszta mają dzień wolny, więc jesteśmy same.
Przyjedzie ktoś po ciebie?
-
Tak, Hunter. Obiecał, że zabierze mnie o dwudziestej drugiej –
odpowiedziała i weszła po marmurowych schodach do środka.
Foyer
było kwadratowe, niezbyt duże i rozświetlone kilkoma niewielkimi
żyrandolami. Przy krętych schodach stała figurka anioła z
kamienia, a obok niego kwadratowy stoliczek z telefonem i wazonem
pełnym kwiatów. Po prawej stronie znajdowała się szafa, w
której przechowywano gościom płaszcze i swetry. Po lewej
szło się do salonu, z którego prowadziło dwoje drzwi: do
kuchni i do ogrodu.
Gospodyni
poprowadziła swojego gościa schodami do góry. Przeszły
szerokim korytarzem do końca, gdzie mieściła się sypialnia
dziewczyny. Obszerny buduar bardziej przypominał pokój
uciech, niż miejsce, w którym April wiodła cnotliwe życie.
Ava zajęła fotel przy kominku, a jej przyjaciółka popędziła
po smakołyki, które dziś zakupiła w cukierni. Przyniosła
kilka pudełek wypełnione po brzegi ciastami, ciastkami i pączkami.
-
Dużo słodkiego – mruknęła pani Radel i z lekkim uśmieszkiem na
ustach wyciągnęła z dużej torby sporą butelkę koniaku. - Bardzo
dobry, mój tata sprowadza go ze Szkocji.
-
Chyba zwariowałaś! Nie wypijemy tego wszystkiego! - zawołała
zaskoczona panna Galvez, ale wyjęła z szafki dwie szklanki i
postawiła je na stoliku między fotelami.
-
Nie musimy. Ta butelka jest dla ciebie. Pomyślałam, że posmakuje
ci ten alkohol.
-
Dziękuję ci. Też mam coś dla ciebie, ale to później.
Powiedz mi, co się dzieje między tobą, a mężem, bo widzę, że
coś nie gra. Spodziewałam się, że będziesz szczęśliwa.
-
Bo jestem, ale życie z takim mężczyzną jak Hunter jest naprawdę
ciężkie. To facet twardo stąpający po ziemi. Nie zawsze mnie
rozumie. On przekroczył trzydziestkę, a ja niedawno skończyłam
dwadzieścia dwa lata.
Ava
opowiadała przyjaciółce o kłótniach, pretensjach i
niesnaskach. Między nią a Hunterem panowała napięta atmosfera i
tylko w łóżku byli zgodni, a to przecież nie wróżyło
dobrze. Panna Galvez kiwała tylko głową, udając, że rozumie,
choć sama niewiele wiedziała o małżeństwie.
-
Wydaję mi się, że musicie po prostu dotrzeć się i dużo
rozmawiać. Nie kłócić, ale rozmawiać. Na różne
tematy. Poproś go, by ci opowiedział o tym, co robił w ciągu
dnia, o marzeniach i tym podobne. Nie znam się na tym, więc ciężko
jest mi cokolwiek powiedzieć. Jestem jeszcze panną na wydaniu, więc
niewiele mogę ci pomóc. - April naprawdę chciała doradzić
przyjaciółce jak najlepiej, ale jak miała to zrobić, skoro
sama miała niewiele do czynienia z mężczyznami? A już na pewno
nie z takimi, którzy nie rozumieją własnych żon.
Od
dziecka wychowywała się z ojcem, Dolores i innymi służącymi.
Matka zmarła przy jej narodzinach, toteż obce jej były matczyne
porady i doświadczenie, ale na szczęście miała Dolores i jej
szeroką wiedzę na temat związków, również Eunice
była bardzo pomocna, zwłaszcza teraz.
O
równej dwudziestej drugiej pod dom na rogu 72. ulicy zajechał
biały ford. Hunter wysiadł z samochodu i wszedł po schodkach i po
chwili dał się się słyszeć gong. April gestem zaprosiła go do
salonu, gdzie siedziała lekko zarumieniona Ava.
-
Chodź, kochanie, zbierajmy się – mruknął na widok młodej żony.
Kobieta potaknęła głową i wstała. W ręce trzymała niewielką
torebeczkę. - A cóż to? - zainteresował się mężczyzna,
ale dziewczyna tylko pokręciła głową.
-
Dowiesz się za chwilę – odpowiedziała, strzelając w jego stronę
figlarnym uśmieszkiem i pożegnała się z przyjaciółką.
Gdy
April została sama, poszła na górę, by wziąć kąpiel.
Podczas wylegiwania się w marmurowej wannie, zastanawiała się, jak
to jest być mężatką. Jak to jest codziennie budzić się obok
mężczyzny, z którym pragnie się posiadać dzieci.
Pomimo
ludzi, którzy otaczali ją troską i miłością, April czuła
się niesłychanie samotna i kompletnie nie wiedziała, co z tym
zrobić.
Te czasy są tak intrygujące, tak dziwnie kolorowe i jeszcze bardziej superanckie! Bo to co zakazane najbardziej bawi i się podoba. :D Prohibicja...zawsze kojarzyła mi się w prostytucją, tzn. właśnie z jej zakazem, a tutaj jeszcze alkohol, tzn. o tym wiem, ale nie wpadłam nigdy na myśl, że może to być świetne tło do opowiadania. Nie wiem skąd Ty to bierzesz, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Momentami naprawdę czułam się jakbym była w tym pomieszczeniu, gdzie alkohol leje się strumieniami, gra ta muzyka z tamtych czasów, dym papierosów i te stroje. Boskie opowiadanie. Podoba mi się bardzo!:D
OdpowiedzUsuńZakazany owoc smakuje najlepiej:)
UsuńW sumie ja jakoś nie mam takiego wyobrażenia o prohibicji, bo niewiele się o niej uczyłam, prócz właśnie tego, że alkohol był zakazany itp. Postaram się jednak pisać tak, by widać było te czasy. Sama też nie wiedziałam, że można z takich czasów stworzyć tło do opowiadania, ale pomysł już od dawna siedział mi w głowie, to znaczy zawsze chciałam napisać coś w latach 20., 30. lub 60. Jakoś tak ciągnie mnie do tamtych czasów xD
Ha, to mam nadzieję tylko, że nie utkniesz tam i wrócisz do nas xDDD
Pozdrawiam <3
Naprawdę niewiele wiem o czasach prohibicji i kojarzą mi się jedynie z Wielkim Gatsbym, ale to w niczym nie przeszkodziło mi z zapałem przeczytać rozdział.
OdpowiedzUsuńApril wydaje się bardzo młoda emocjonalnie. Nie tylko mało wie o mężczyznach, do tego przejmuje się swoim wyglądem i nierozsądnie wydaje pieniądze, co w mojej ocenie czyni z niej nastolatkę, ale bardzo mi się taka podoba. W sumie to nie wiem ile ona ma lat, gdzieś mi to umknęło, ale lubię czytać o podlotkach. Haha. :D
Ava też jest postacią, które mi się podobają, bo taka dystyngowana, doświadczona kobieta i kochanka, wiodąca wolny tryb życia.
Dobrze, że April udało się wrócić w nocy bez żadnych kłopotów :D
Świetnie się czyta! Czekam na więcej! <3
Ja, póki co, nie miałam styczności z Wielkim Gatsbym, więc nie mogę nic więcej o nim powiedzieć, ale chętnie zajrzę do książki i obejrzę film, bo mogą być pouczające;)
UsuńApril ma ten problem, że wychowała się bez matki. Opiekowali się nią służący i ojciec, który robił wszystko, by dziewczynie było dobrze, więc ona sama raczej żyje tak, jak widziała to u innych: beztrosko. Gdyby jej matka żyła, na pewno inaczej pokierowałaby córką i pewnie April byłaby nieco doroślejsza. April ma dwadzieścia dwa lata:)
Ava jest mężatką, to Coletta ma kochanków i prowadzi taki tryb życia;)
Pozdrawiam! <3
Czasy prohibicji kojarzą mi się z kryzysem. Nie widzę tutaj kryzysu XD Ale to chyba dlatego, że po raz kolejny ma zastosowanie zasada, że to biedny biednieją, a bogaci się bogacą. Buty, sukienki, szofer i flaszka szkockiej w prezencie od koleżanki, no... i kto bogatemu zabroni? ;D Niby alkohol jest zakazany, ale w tej sielance, w której żyje April na razie tego nie dostrzegam. I tak, myślę, że życie April jest trochę sielanką, gorzej, jeśli ona miałaby się skończyć ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Właśnie, dobrze powiedziane. Kryzys zawsze dotknie biedaka, bogaty i tak nie zauważy różnicy:)
UsuńNa razie to tylko początek, więc jeszcze niewiele widać, ale wiadomo, im głębiej w las...
Pozdrawiam! <3
Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania w tych czasach i na prawdę mi się podoba! Swietnie przedstawiasz panujący klimat i czuję się jakbym to ja była jedną z bohaterek :D April zdecydowanie zyskała moją sympatię, wydaję się skromną i dobrą osobą, ale tez samotną. Coś czuję, że to może się zmienić! (Mam nadzieję) Ava też polubiłam i przykro mi, że nie dogaduje się z mężem, różnica wieku czasami robi swoję, jest jeszcze taka młoda! Zaintrygowała mnie Colette Snow, jestem strasznie ciekawa jej osoby :) Ah rozdział naprawdę mnie urzekł, jest świetny!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zastanawiam się, dlaczego dotarłam tu tak późno. W sumie to lepiej późno niż wcale :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tło opowiadania :) prohibicja zawsze kojarzyła mi się z pitym gdzieś w cieniach miasta alkoholem, szemranym towarzystwem i ponurych budynkach, w których toczyło się barwne życie. właściwie sam temat związków tamtego okresu jest interesujący. i akurat w to wpisuje mi się ślub Avy.
Podsumowując pomysł baaardzo mi się podoba, czekam więc z niecierpliwością na dalszą część :)
Pozdrawiam! :)