niedziela, 1 lutego 2015

1. Upadły Anioł

Nowy Jork, rok 1922.


Muzyka rozbrzmiewała i zagłuszała rozmowy zebranych ludzi w klubie. Gdzieś przy fortepianie kilka pań otoczyło muzyka i znanymi sobie tylko metodami próbowały go uwieść, podobnie było z saksofonistą, który siedział przy jednym ze stolików i zabawiał grupkę kobiet. Panie raz po raz wybuchały głośnym śmiechem i popijały wódkę. Żadna z dam nie przejmowała się tym, co ludzie powiedzą, gdyż każdy przychodził tu, aby zasmakować napoju zakazanego. Władze zupełnie przeciwstawiły się ludzkim pragnieniom i zakazały alkoholu, jakby wprowadzenie tej cholernej poprawki miało coś dać. Ludzie jeśli nie chodzili do klubów, które serwowały alkohol, to sami próbowali go wyprodukować, by potem popijać go w domowym zaciszu, czasami też ktoś pokusił się o sprzedaż.
Upadły Anioł był sławnym klubem, w którym zbierało się całe towarzystwo z wyższych sfer. Prowadził je Thomas Peterson i zbijał za to wielkie pieniądze, ponieważ niekiedy butelka dobrej szkockiej przekraczała dwieście dolarów, ale towarzystwo kupowało alkohol, nie poprzestając na jednej butelce.
Klub, w którym obecnie zorganizowano wieczorek muzyczny, zaprawiany mocnymi trunkami, znajdował się w piwnicy starej drukarni. Budynek dawno został opuszczony, a czas i młodzi wandale zniszczyli ściany, okna, a także wnętrze. Do Upadłego Anioła wchodziło się z podwórka, znajdującego się z tyłu. Nieduży obszar ogrodzono wysokim, drewnianym parkanem. Podwórze było ciasne i zagracone: stały tu stare maszyny drukarskie, biurka, a także drewniane skrzynki z narzędziami. Część z nich już dawno rozkradziono, a te, które nie były przydatne pozostawiono samym sobie. Po wąskich i stromych schodkach schodziło się wprost do ciasnego korytarzyka z odrapanymi ścianami i skrzypiącymi klepkami w podłodze. Obrazy zwisały smętnie i odstraszały wypłowiałymi kolorami, ale nikt się tym nie przejmował. Wyglądał był mało istotny, ponieważ tu chodziło o dobrą zabawę.
Główna sala znajdowała się pod budynkiem, toteż mogła pomieścić nawet do pięćdziesięciu osób, ale zdarzało się, że było ich nawet sześćdziesiąt. Stolik ustawiono równomiernie, w równych odstępach tak, by kelnerzy mogli bezpiecznie dojść do każdego klienta. Stoły przykryto zwykłą ceratą w zielono-niebieskie paski. Krzesła były stare i niewygodne, ale po kilku szklankach szkockiej już nikomu to nie przeszkadzało. W powietrzu unosił się dym z papierosów i kubańskich cygar. Część paląca siedziała w jednym kącie, a część niepaląca w drugiej. Zdarzało się jednak tak, że jedni mieszali się z drugimi, by po prostu wznieść toast za dobrobyt, szczęście lub miłość. Każdy znajdował tu swój kawałek nieba i oddawał się pijackiej zabawie, aby na drugi dzień wrócić do swych obowiązków z kacem, bolesnym uśmiechem i czystym kontem.
April Galvez właśnie po to tu przyszła, aby skończyć dzień nad szklanką bursztynowego płynu.
- April, chodź tańczyć! - Wysoki blondyn pociągnął ją za dłoń i jednym ruchem postawił na nogi. Aaron Finch. Znała go od dziecka, więc z uśmiechem zgodziła się na to, by przez chwilę potańczyć i oderwać myśli od dnia dzisiejszego, od całego życia. Uniosła sukienkę i skacząc z nogi na nogę próbowała dorównać swojemu partnerowi, ale Aaron był zdecydowanie lepszym tancerzem niż ona. Prawda była taka, że April fatalnie tańczyła, a ci którzy chcieli ją zaprosić do zabawy albo jej nie znali i nie mieli pojęcia o tym, albo zapraszali ją z uprzejmości.
- Jestem beznadziejna, wiesz przecież – mruknęła z uśmiechem, gdy mężczyzna próbował powstrzymać się od śmiechu widząc jej nieudane próby dotrzymania mu kroku.
- Tak, jesteś beznadziejna, ale sądziłem, że może od naszego ostatniego spotkania udało ci się podciągnąć trochę umiejętności – odpowiedział, uśmiechając się do niej złośliwie. Trzepnęła go żartobliwie w ramię i po skończonej piosence odwróciła się na pięcie, by usiąść na swoim miejscu. Wokół ich stolika zebrał się liczny tłumek mężczyzn.
- Cześć, April! - zawołali, ale dziewczyna wiedziała, że to nie do niej przyszli, lecz do Coletty Snow, starszej od niej dziewczyny. Była zmysłowa, pociągająca i bardzo doświadczona, w każdej dziedzinie. Miała bogatych kochanków i żyła w drogiej dzielnicy w Queens. April w pewnym sensie podziwiła ją, ponieważ młoda kobieta potrafiła wybić się ponad wszelkie reguły i parła do przodu nie zważając na krytykę ze strony rodziców czy znajomych. Obce osoby nie szczędziły wyzwisk, gdy dowiadywali się o stylu życia jakie prowadziła panna Snow.
- Nie wracasz jeszcze do domu? - zapytała Coletta i zapaliła kolejnego papierosa. Kłęby dumy wydostały się z pomalowanych na czerwono ust kobiety i rzuciły wprost na April. Dziewczyna zakrztusiła się i popatrzyła złowrogo na towarzyszkę.
- Nie. Tata wyjechał na kilka dni, więc mam spokój, a Dolores i Eddie mnie nie wydadzą.
- A inna służba? Przecież twój tato zatrudnia jeszcze dwie pokojówki. Nie doniosą na ciebie? - zainteresowała się przyjaciółka. Część spojrzeń zwróciła się w stronę April, ale ta zignorowała je i uśmiechnęła półgębkiem.
- Nie ośmielą się. Zresztą, i tak nie wiedzą dokąd wychodzę, a przecież zawsze mogę powiedzieć, że byłam u jednej z moich przyjaciółek.
Coletta pokiwała głową i wróciła do papierosa, a także do swoich adoratorów. Połowa z nich nawet nie miała szans, ale nadal próbowali, bo przecież była nieobliczalna i mogła zagiąć parol na któregoś z panów.
April siedziała i przysłuchiwała się rozmowie, wtrącając czasami trzy grosze. Starała się też podzielić uwagę na drugi stolik, stojący niedaleko, ponieważ przy nim siedziała część jej przyjaciół, w tym Ava Radel. Jej wieloletnie przyjaciółka, siostra Aarona. Siedziała ze swym mężem, Hunterem Radelem i popijali szkocką. Ava zamachała na nią dłonią i przysunęła jej krzesło. April podeszła do przyjaciółki i usiadła obok niej.
- Jak się bawisz? - mruknęła, rzucając kose spojrzenia w stronę męża.
- Dobrze, a ty? Hunter nadal nie chce zatańczyć?
- Tak. Jest równie beznadziejny, co ty. Nadal nie wiem, dlaczego nie poślubił ciebie. Przecież oboje pasujeci do siebie pod tym względem – prychnęła Ava, sztyletując mężczyznę groźnym spojrzeniem. April do tej pory nie wiedziała, co skłoniło do oświadczyn tego faceta. Oboje często się kłócili, choć Ava zapewniała ją, że kocha Huntera i jest gotowa dla niego zrobić wszystko. Pytanie tylko było, czy on był dla niej poświęcić się i oddać tak, jak robiła to jej przyjaciółka?
- Nie przesadzaj, nie jestem znów taka beznadziejna – mruknęła jej prosto do ucha, aby odciągnąć uwagę przyjaciółki od męża.
- Jesteś. Nawet mój brat to mówi – zakpiła i wypiła ostatni łyk trunku. Wskazała na otwartą butelkę i pokiwała głową w stronę męża. Hunter jednak zignorował prośbę żony i zabrał butelkę ze stołu.
- Nic z tego, wypiłaś za dużo – powiedział tylko i powrócił do przerwanej rozmowy.
- Świnia – syknęła Ava i wstała, pociągnęła za sobą April i obie wyszły do łazienki. Tam odetchnęły z ulgą.
- Pokłóciliście się? - zapytała April, gdy nie mogła znieść ciszy panującej w łazience.
- Trochę. Nic wielkiego – odparła obojętnie, wzruszając ramionami. Zgasiła papierosa, przykładając rozżarzoną końcówkę do płytki i niedopałek wrzuciła do umywalki.
- No dobra, nie chcesz mi powiedzieć, bo nie jestem mężatką, ale martwię tym, co się dzieje między wami. Ciągle się kłócicie i w ogóle. - Zrobiła nieokreślony ruch ręką, a potem spojrzała bezradnie na dziewczynę stojącą przed nią. Ava miała tak obojętny wyraz twarzy, jakby nie mówiły o niej, lecz o kimś zupełnie obcym.
- Co robisz jutro wieczorem? - zapytała w końcu Ava, a jej głos zadrżał niebezpiecznie. April spojrzała na przyjaciółkę uważnie, ale nie dostrzegła żadnych oznak nadchodzącego płaczu. Ona naprawdę potrafiła udawać.
- Nic, możesz do mnie wpaść. Dolores upiecze nam jakieś ciasto.
Przyjaciółka pokiwała głową, a April dostrzegła w niebieskich oczach wyraźną ulgę. Ciekawe, co takiego miała jej do powiedzenia pani Radel.
Noc trwała, a ludzie bawili się coraz lepiej, alkohol lał się strumieniami. Coletta zniknęła gdzieś, Ava siedziała starając się grać roześmianą, młodą mężatkę, a April liczyła minuty. Miała już dość tego miejsca. Towarzystwo zrobiło się nazbyt śmiałe; panowie bez skrępowania opowiadali sprośne żarty, a zarumienione panie insynuowały swą gotowość do romansu. Zaczynało jej to przeszkadzać, więc pożegnała się z przyjaciółmi i wyszła.
Złapała taksówkę i podała adres swego domu. Przez kolejne dziesięć minut sunęła wzorkiem po mijających obrazach, niezbyt zainteresowana tym, co widziała.

*

Drzwi do sypialni skrzypnęły akurat w chwili, gdy April wybudziła się ze snu. Uniosła się na łokciach i dostrzegła skradającą się pokojówkę.
- Nie musisz się skradać Eunice, widzę cię – mruknęła jeszcze zaspana i opadła na posłanie. Pokojówka podeszła do jej łóżka i przystanęła niepewnie. Eunice miała trzydzieści lat i była jej ulubioną pokojówką, ponieważ znała się nie tylko na modzie, ale na mężczyznach i dzięki niej uniknęła kilka razy nieprzyjemnościom jakie czekałby ją, gdyby nawiązała romans z tym panem lub z tamtym.
- Jak się udała impreza? - zapytała, z nikłym uśmieszkiem. April uniosła się i popatrzyła na czarnoskórą kobietę z zaskoczeniem, ale nic nie powiedziała. Uznała, że lepiej będzie, jeśli po prostu uda, że nie wie, o co chodzi.
- Co jemy dziś na śniadanie? - zapytała, ignorując wcześniejszą uwagę. Eunice zaśmiała się cicho i pokręciła głową, jakby doskonale wiedziała, co April robiła zeszłej nocy.
- A co panienka sobie życzy? Jest jajecznica, owsianka, bekon, parówki w cieście, owoce. Co tylko dusza zapragnie.
- Rozumiem. Zaraz schodzę.
Wstała z łóżka i podeszła do lustra wiszącego na wprost łóżka. Cieniutka koszulka nocna, opadająca do kolan, skrywała jej szczupłe ciało. Smętnie zerknęła na wystające niewielkie wybrzuszenia w miejscu, gdzie powinny znajdować się piersi.
- Dlaczego nie mam piersi? - zapytała samą siebie, ubolewając nad tym faktem niemal codziennie. Wiele sukni musiała zamawiać u pewnej krawcowej, która znając mankamenty jej figury szyła stroje tak, by uwypuklały piersi.
- Każda kobieta je ma – zauważyła logicznie pokojówka i podeszła do zatroskanej panienki.
- Ale ja mam je bardzo małe. Żaden z panów nie zechce mnie w łóżku, jeśli piersi będą ledwo widoczne! - Eunice roześmiała się cicho i pokręciła głową.
- Ależ panienko April, jeśli mężczyzna kocha kobietę, pragnie jej i chce spędzić z nią resztę życia, to nie będzie miało dla niego żadnego znaczenia, czy będzie miała panienka bujne piersi czy bardzo drobne. Każdy mężczyzna lubi co innego.
- Bardzo śmieszne – fuknęła sfrustrowana April i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej satynowy szlafroczek i wyszła z pokoju. Murzynka westchnęła ciężko i zabrała się za sprzątanie.
April zjadła pożywne śniadanie i poszła się ubrać. Nie miała planów na dzisiejszy dzień, dlatego uznała, że wybierze się na zakupy. Eddie na pewno zechce ją powozić po mieście.
Kompletnie nie wiedziała, co ubrać, więc poprosiła o radę Eunice. Czarnoskóra kobieta doradziła jej zieloną sukienkę z żabotem, buty na niewysokim obcasie i czarny żakiet. Na głowę założyła kapelusik z wąskim rondem. Rude włosy spięła spinką i pozwoliła im opaść na ramiona. Moda panowała na krótkie fale, ale April była zbyt przywiązana do swych loków, by się ich pozbywać.
Eddie już na nią czekał, uprzednio poinformowany przez pokojówkę. Nowiutki rolls-royce lśnił w porannym słońcu. April odetchnęła i uśmiechnęła się czując w powietrzu nadchodzące lato.
- Dzień dobry, panno April. - Wysoki mężczyzna ukłonił się nisko i otworzył drzwi samochodu. Dziewczyna przywitała się z kierowcą i wsiadła do środka. Gdy Eddie usiadł za kierownicą, odwrócił się do niej i zapytał o drogę.
- Podjedź do pani Baum.
Pani Baum miała niewielki, ale za to prestiżowy sklepik z butami. Ceny były dość wysokie, ale April uznała, że dwie lub trzy pary butów na pewno okażą się potrzebne.
Szofer zaparkował samochód przy chodniku, więc dziewczyna wyskoczyła ze środka i pognała do sklepu. Nad chodnikiem zwisał ciężki, drewniany szyld z białym napisem: Baum.
Weszła do środka i od razu przywitał ją znajomy zapach pasty do butów, skóry i nowości, a była to tak wyrazista woń, że niemal zatykała nos. Sklepik był nieduży, a na ścianach po lewej stronie i prawej rozciągały się regały z pantoflami, trzewikami, kapciami i kozaczkami, a także sandałami. Pośrodku stała okrągła pufa, na której można było przymierzyć wybranego buta.
Pani Leticia Baum była kobietą po czterdziestce. Wysoka i szczupła zawsze chodziła ubrana pod dyktando mody, wszystko było dobrze skrojone, dobrane kolorystycznie do jej cery i włosów. Każda część garderoby pasowała do siebie i wprawiała zazdrość jej klientki.
- Dzień dobry – przywitała się April, rozglądając się po regałach, na których lśniły lakierki i pantofle.
- W czym mogę pani pomóc? - zaoferowała się ekspedientka i podeszła do niej, stukając lakierkami na wysokim obcasie. April rzuciła okiem na kobietę i odwróciła się w stronę butów. Wybrała dwie pary i pokazała je kobiecie. Leticia kiwnęła lekko głową i wskazała pufę.
Jak się okazało jedna para butów, ta, która najbardziej jej się podobała, była na nią o wiele za duża, z bólem serca oddała ją właścicielce sklepu. Nie było mniejszych numerów. Kupiła za to jedną parę lakierków na grubym obcasie i klamrą na środku okrągłego noska oraz dwie pary wysokich pantofli zapinanych w kostce. Pocieszona tym zakupem opuściła sklep i wsiadła do samochodu. Potem poprosiła kierowcę, aby skierował się na Madison Ave, gdzie wstąpiła do kilku sklepów z ubraniami i kosmetykami, a także do cukierni.
- O, widzę, że panienka wykupiła pół Manhattanu – zauważył radośnie szofer i pokręcił z rozbawieniem kędzierzawą głową. Stosy pudeł piętrzyły się w bagażniku i na tylnym siedzeniu. April usiadła obok kierowcy, gdyż dla niej już nie było miejsca.
- Cóż, na to wygląda – mruknęła cicho, patrząc z radością na zakupy. Dobrze się przy tym bawiła, więc oczekiwała, że Ava także się ucieszy, gdy zobaczy, co dla niej miała.

*

Po południu Dolores zapukała cicho do sypialni, w której April rozłożyła swe zakupy i zapytała panienkę o ciasto, które miała upiec na dzisiejszy wieczór.
- Nie kłopocz się, droga Dolores. Kupiłam kilka smakołyków w Dita's Sweets.
- No wie panienka co! Czuję się urażona – zawołała nieco tylko oburzona kucharka.
- Och, niepotrzebnie. Zrób sobie wolne popołudnie, na pewno ci się przyda. Powinnaś odwiedzić córkę – zaproponowała ugodowo i usiadła na łóżku, aby wyjąć z jednej torby bardzo frywolną bieliznę. To miał być prezent dla Avy. Uznała, że coś tak szokującego przyda się dziewczynie.
- Dziękuję, ale widziałam się z nią wczoraj. Była tu późnym popołudniem.
April kiwnęła głową, ale mimo to nalegała, by kucharka odpoczęła i jeśli nie chciała odwiedzać córki, to mogła poświęcić ten czas dla siebie. Kiedy nie było ojca, starała się aby cała służba miała kilka dni wolnego.
Ava zadzwoniła do drzwi o godzinie osiemnastej czterdzieści. Młoda gospodyni szybko pobiegła do drzwi i otworzyła przyjaciółce. Pani Radel wykonała prześlicznie w falujących włosach tuż nad uszami, niebieskiej sukience z białym kołnierzem i szarym sweterku. Uwielbiała styl przyjaciółki, bo zawsze, niezależnie od nastroju czy pogody, stroiła się szykownie i wygodnie.
- Wchodź. Dolores i reszta mają dzień wolny, więc jesteśmy same. Przyjedzie ktoś po ciebie?
- Tak, Hunter. Obiecał, że zabierze mnie o dwudziestej drugiej – odpowiedziała i weszła po marmurowych schodach do środka.
Foyer było kwadratowe, niezbyt duże i rozświetlone kilkoma niewielkimi żyrandolami. Przy krętych schodach stała figurka anioła z kamienia, a obok niego kwadratowy stoliczek z telefonem i wazonem pełnym kwiatów. Po prawej stronie znajdowała się szafa, w której przechowywano gościom płaszcze i swetry. Po lewej szło się do salonu, z którego prowadziło dwoje drzwi: do kuchni i do ogrodu.
Gospodyni poprowadziła swojego gościa schodami do góry. Przeszły szerokim korytarzem do końca, gdzie mieściła się sypialnia dziewczyny. Obszerny buduar bardziej przypominał pokój uciech, niż miejsce, w którym April wiodła cnotliwe życie. Ava zajęła fotel przy kominku, a jej przyjaciółka popędziła po smakołyki, które dziś zakupiła w cukierni. Przyniosła kilka pudełek wypełnione po brzegi ciastami, ciastkami i pączkami.
- Dużo słodkiego – mruknęła pani Radel i z lekkim uśmieszkiem na ustach wyciągnęła z dużej torby sporą butelkę koniaku. - Bardzo dobry, mój tata sprowadza go ze Szkocji.
- Chyba zwariowałaś! Nie wypijemy tego wszystkiego! - zawołała zaskoczona panna Galvez, ale wyjęła z szafki dwie szklanki i postawiła je na stoliku między fotelami.
- Nie musimy. Ta butelka jest dla ciebie. Pomyślałam, że posmakuje ci ten alkohol.
- Dziękuję ci. Też mam coś dla ciebie, ale to później. Powiedz mi, co się dzieje między tobą, a mężem, bo widzę, że coś nie gra. Spodziewałam się, że będziesz szczęśliwa.
- Bo jestem, ale życie z takim mężczyzną jak Hunter jest naprawdę ciężkie. To facet twardo stąpający po ziemi. Nie zawsze mnie rozumie. On przekroczył trzydziestkę, a ja niedawno skończyłam dwadzieścia dwa lata.
Ava opowiadała przyjaciółce o kłótniach, pretensjach i niesnaskach. Między nią a Hunterem panowała napięta atmosfera i tylko w łóżku byli zgodni, a to przecież nie wróżyło dobrze. Panna Galvez kiwała tylko głową, udając, że rozumie, choć sama niewiele wiedziała o małżeństwie.
- Wydaję mi się, że musicie po prostu dotrzeć się i dużo rozmawiać. Nie kłócić, ale rozmawiać. Na różne tematy. Poproś go, by ci opowiedział o tym, co robił w ciągu dnia, o marzeniach i tym podobne. Nie znam się na tym, więc ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć. Jestem jeszcze panną na wydaniu, więc niewiele mogę ci pomóc. - April naprawdę chciała doradzić przyjaciółce jak najlepiej, ale jak miała to zrobić, skoro sama miała niewiele do czynienia z mężczyznami? A już na pewno nie z takimi, którzy nie rozumieją własnych żon.
Od dziecka wychowywała się z ojcem, Dolores i innymi służącymi. Matka zmarła przy jej narodzinach, toteż obce jej były matczyne porady i doświadczenie, ale na szczęście miała Dolores i jej szeroką wiedzę na temat związków, również Eunice była bardzo pomocna, zwłaszcza teraz.
O równej dwudziestej drugiej pod dom na rogu 72. ulicy zajechał biały ford. Hunter wysiadł z samochodu i wszedł po schodkach i po chwili dał się się słyszeć gong. April gestem zaprosiła go do salonu, gdzie siedziała lekko zarumieniona Ava.
- Chodź, kochanie, zbierajmy się – mruknął na widok młodej żony. Kobieta potaknęła głową i wstała. W ręce trzymała niewielką torebeczkę. - A cóż to? - zainteresował się mężczyzna, ale dziewczyna tylko pokręciła głową.
- Dowiesz się za chwilę – odpowiedziała, strzelając w jego stronę figlarnym uśmieszkiem i pożegnała się z przyjaciółką.
Gdy April została sama, poszła na górę, by wziąć kąpiel. Podczas wylegiwania się w marmurowej wannie, zastanawiała się, jak to jest być mężatką. Jak to jest codziennie budzić się obok mężczyzny, z którym pragnie się posiadać dzieci.
Pomimo ludzi, którzy otaczali ją troską i miłością, April czuła się niesłychanie samotna i kompletnie nie wiedziała, co z tym zrobić.

8 komentarzy:

  1. Te czasy są tak intrygujące, tak dziwnie kolorowe i jeszcze bardziej superanckie! Bo to co zakazane najbardziej bawi i się podoba. :D Prohibicja...zawsze kojarzyła mi się w prostytucją, tzn. właśnie z jej zakazem, a tutaj jeszcze alkohol, tzn. o tym wiem, ale nie wpadłam nigdy na myśl, że może to być świetne tło do opowiadania. Nie wiem skąd Ty to bierzesz, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Momentami naprawdę czułam się jakbym była w tym pomieszczeniu, gdzie alkohol leje się strumieniami, gra ta muzyka z tamtych czasów, dym papierosów i te stroje. Boskie opowiadanie. Podoba mi się bardzo!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakazany owoc smakuje najlepiej:)
      W sumie ja jakoś nie mam takiego wyobrażenia o prohibicji, bo niewiele się o niej uczyłam, prócz właśnie tego, że alkohol był zakazany itp. Postaram się jednak pisać tak, by widać było te czasy. Sama też nie wiedziałam, że można z takich czasów stworzyć tło do opowiadania, ale pomysł już od dawna siedział mi w głowie, to znaczy zawsze chciałam napisać coś w latach 20., 30. lub 60. Jakoś tak ciągnie mnie do tamtych czasów xD
      Ha, to mam nadzieję tylko, że nie utkniesz tam i wrócisz do nas xDDD

      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Naprawdę niewiele wiem o czasach prohibicji i kojarzą mi się jedynie z Wielkim Gatsbym, ale to w niczym nie przeszkodziło mi z zapałem przeczytać rozdział.
    April wydaje się bardzo młoda emocjonalnie. Nie tylko mało wie o mężczyznach, do tego przejmuje się swoim wyglądem i nierozsądnie wydaje pieniądze, co w mojej ocenie czyni z niej nastolatkę, ale bardzo mi się taka podoba. W sumie to nie wiem ile ona ma lat, gdzieś mi to umknęło, ale lubię czytać o podlotkach. Haha. :D
    Ava też jest postacią, które mi się podobają, bo taka dystyngowana, doświadczona kobieta i kochanka, wiodąca wolny tryb życia.
    Dobrze, że April udało się wrócić w nocy bez żadnych kłopotów :D
    Świetnie się czyta! Czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, póki co, nie miałam styczności z Wielkim Gatsbym, więc nie mogę nic więcej o nim powiedzieć, ale chętnie zajrzę do książki i obejrzę film, bo mogą być pouczające;)
      April ma ten problem, że wychowała się bez matki. Opiekowali się nią służący i ojciec, który robił wszystko, by dziewczynie było dobrze, więc ona sama raczej żyje tak, jak widziała to u innych: beztrosko. Gdyby jej matka żyła, na pewno inaczej pokierowałaby córką i pewnie April byłaby nieco doroślejsza. April ma dwadzieścia dwa lata:)
      Ava jest mężatką, to Coletta ma kochanków i prowadzi taki tryb życia;)

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. Czasy prohibicji kojarzą mi się z kryzysem. Nie widzę tutaj kryzysu XD Ale to chyba dlatego, że po raz kolejny ma zastosowanie zasada, że to biedny biednieją, a bogaci się bogacą. Buty, sukienki, szofer i flaszka szkockiej w prezencie od koleżanki, no... i kto bogatemu zabroni? ;D Niby alkohol jest zakazany, ale w tej sielance, w której żyje April na razie tego nie dostrzegam. I tak, myślę, że życie April jest trochę sielanką, gorzej, jeśli ona miałaby się skończyć ;>
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, dobrze powiedziane. Kryzys zawsze dotknie biedaka, bogaty i tak nie zauważy różnicy:)
      Na razie to tylko początek, więc jeszcze niewiele widać, ale wiadomo, im głębiej w las...

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania w tych czasach i na prawdę mi się podoba! Swietnie przedstawiasz panujący klimat i czuję się jakbym to ja była jedną z bohaterek :D April zdecydowanie zyskała moją sympatię, wydaję się skromną i dobrą osobą, ale tez samotną. Coś czuję, że to może się zmienić! (Mam nadzieję) Ava też polubiłam i przykro mi, że nie dogaduje się z mężem, różnica wieku czasami robi swoję, jest jeszcze taka młoda! Zaintrygowała mnie Colette Snow, jestem strasznie ciekawa jej osoby :) Ah rozdział naprawdę mnie urzekł, jest świetny!!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. zastanawiam się, dlaczego dotarłam tu tak późno. W sumie to lepiej późno niż wcale :D
    Podoba mi się tło opowiadania :) prohibicja zawsze kojarzyła mi się z pitym gdzieś w cieniach miasta alkoholem, szemranym towarzystwem i ponurych budynkach, w których toczyło się barwne życie. właściwie sam temat związków tamtego okresu jest interesujący. i akurat w to wpisuje mi się ślub Avy.
    Podsumowując pomysł baaardzo mi się podoba, czekam więc z niecierpliwością na dalszą część :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń